W Korei, szczególnie w prowincji Jeolla, gdzie mieszkam, cały czas utrzymywana jest pewna tradycja. Otóż wybierajac się na obiad, lunch, czy nawet kawę obowiązuje zasada wieku oraz hierarchii. Zwykle rachunek płaci osoba starsza lub wyższa od nas rangą. W Seulu, ze wzgledu na spore miedzynarodowe wpływy, taka kolej rzeczy trochę się rozmyła i bardzo często znajomi dziela się między soba rachunkiem za jedzenie. Tu w Gwangju rzadko zdarza mi się płacić w restauracji kiedy spotykam się ze starszymi od siebie znajomymi, nawet tymi tylko o rok starszymi. I na odwrót, często „stawiam” młodszym znajomym 🙂 Dziś wybrałem się z Nuna (starsza koleżanka, siostra) oraz Hyung’iem ( starszy kolega, brat) na kolację w dobrze znanej tutejszym restauracji – Daisy.
Daisy została założona przez znudzone siedzeniem w domu Panie w średnim wieku. Spotykały się one zwykle w ramach kółka gospodyń, aż pewnego dnia postanowiły założyć własny lokal z przepysznymi kotletami.
Oryginalność kuchni w Daisy polega na tym, że pokrojonego kotleta zawija się w marynowane plastry rzodkwi i/lub naleśniki z zielona herbata dadajac uprzednio poszatkowane warzywa (zieloną cebulkę, liście sezamu, czerwoną kapustę oraz pędy jakiejś nieznanej mi rośliny).
Sekretem jest też sos (chciałem napisać gumisiowy sok, haha), do którego dodaje się własnoręcznie roztarte ziarna prażonego sezamu.
Poza kotletami Daisy oferuje również inne dania. My zamówiliśmy smażony makaron udon w sosie teriyaki z kurczakiem i owocami morza.
Pycha!
Gwangju, 21.06.2012, Czwartek, godz. 18:47.